sobota, 25 maja 2019

To naprawdę dobry horror

Recenzja filmu "To", 2017, reż Andy Muschietti.

Przeglądając Netflixa wpadłem na „To’, które miałem obejrzeć dawno temu. Tę odświeżoną wersję, bo stara jakoś nigdy mnie nie zaciekawiła a i opinie miała mierne. W ogóle z pracami opartymi na książkach Kinga istnieje ponoć ten problem, że ludzie je uwielbiają, albo nimi gardzą. Nie wiem kto ma rację, bo z jego literaturą jestem na bakier, ale na pewno byłem zachwycony tym co zobaczyłem na ekranie przy okazji tego seansu.

Przede wszystkim, chylę czoła za klimat. Akcja rozgrywa się w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku więc skojarzenia ze Stranger Things będą nieuniknione (również ze względu na obsadę). Nic na to nie poradzę. Po prostu uwielbiam tamte klimaty, specyficzną kolorystykę używaną w filmach, styl ubierania się, technologię, muzykę. Wiele małych rzeczy, które sprawiają, że wszystko wygląda ciekawiej i jakoś bardziej ludzko. Mniej tu szybkiej, technologicznej współczesności a więcej spokoju i małomiasteczkowości.


Scenariuszowo nie musimy się o nic martwić. Myślę, że klasyczne Goonies to dobre porównanie jeśli chodzi o paczkę bohaterów i wszystko też ładnie wpasowuje się w kino nowej przygody. Tylko jest zdecydowanie mroczniej i gdy na ekranie pojawiają się kolejne wizje, nie raz przejdą was ciarki. Jest to więc miks klasycznego filmu przygodowego dla każdego z czymś skierowanym dla starszego odbiorcy. Bo warto powiedzieć, że groza ciężkich scen nie kryje się tutaj zwyczajnie w obrzydliwych widokach, ale w graniu na lękach głównych bohaterów – zabieg, który szczególnie w horrorach lubię. Wszystkie małe i wielkie lęki zostają tu wywleczone w bezceremonialny sposób na światło dzienne i dorośli mieszkańcy miasteczka nic z tym nie zrobią i być może nawet nie chcieliby reagować. Dobra historia to jednak nic dziwnego, jest to w końcu ekranizacja książki poczytnego autora ponoć niezłych horrorów. Całość jest spójna i posiada kilkoro interesujących głównych bohaterów, z których każdy został przedstawiony w kompetentny sposób. Znajdziemy tu zresztą kilka pobocznych historii podkreślających ponury klimat miasteczka Derry, z których w mało delikatny sposób dowiemy się co gryzie mieszkańców. Trochę jak w Miasteczku Salem, tylko przedstawione w zgrabny sposób i bardzo dobrze zagrane.

Nie jest to kino obrzydliwych widoków, ale jak wspomniałem, bardziej szczucia klimatem. Znajdziemy za to kilka straszaków, ale przez „komediowy” charakter tajemniczego klauna, z którym mierzą się bohaterowie, wydają się wręcz być na miejscu. Byłem mile zaskoczony tym, że nie wszystko trzeba było pokazać na wylot a niektóre sceny po prostu potęgowały strach i zanim doszło do kulminującego momentu, włosy na skórze zdążyły się już porządnie zjeżyć. Byłem pod wrażeniem mocnego początku jak i późniejszego, spokojnego rozwinięcia akcji, żeby w końcowym akcie nastąpiła kulminacja. Film na pewno pozostawi niedosyt ale takie ma zadanie bowiem wszystko zaplanowane jest na to, byśmy latem tego roku odwiedzili kina oglądając kontynuację. Być może cierpi na tym nieco postać naszego mrocznego klauna, bo ostatecznie nie dowiadujemy się kim, lub czym właściwie jest. Ale pewne niedopowiedzenia wydają się być na miejscu. Zamiast tego łatwo można się zorientować, że za karykaturalną postacią kryje się jakiś większy dramat, historia, która nie zostaje opowiedziana. W praktyce dostajemy obietnicę tego, że będzie więcej i myślę że jest na co czekać.

Ja zacieram rączki z niecierpliwości i już pompuję balonik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz